sobota, 11 października 2014

Have you met Lucek, czyli sznurki na lucecie

Kiedy raczkująca rekonstruktorka ugina się pod ciężarem decyzji, które należy podjąć przed rozpoczęciem szycia strojów, co wybiera? Plecenie sznurka. Tu nie ma wielkiej filozofii, nie trzeba się zastanawiać jaki rękaw będzie właściwy, gdzie wszyć klin, ani czy takie zapięcie pasuje do tej sukni, albo jaki stan właściwie odtwarzam. Wystarczy włóczka, lucet (lucetka, Lucek, taki drewniany cosik - takie określenia spotkałam jak dotąd i wcale nie zapamiętałam od razu jak się ten wihajster zwie) i do dzieła. A sznurki potrzebne są do wiązania sukni, dubletów, dowiązywania nogawic, sakiewek i pewnie wielu innych rzeczy. Wiadomo, w życiu bez sznurka ani rusz.

Sukienkę, którą mam, kupiłam z niehistorycznym sznurkiem, który wymagał wymiany. Postanowiłam to wykorzystać, żeby osiągnąć efekt jak z Godzinek księcia de Berry, czyli moją granatową suknię wiązaną z przodu wyposażyć w czerwony sznurek.

Les Très Riches Heures du Duc de Berry - June (XV w.)
Zakupiłam czerwoną włóczkę wełnianą 100% (chociaż nie wiem, czy tak intensywną czerwień można uznać za historyczną...), a kolega z bractwa poratował mnie lucetem. Oczywiście ten sprzęt pojawił się nie tylko w moim posiadaniu, ale i świadomości po raz pierwszy i nie miałam najmniejszego pojęcia jak się do niego zabrać.

Lucet 
Na szczęście z pomocą przyszedł przepastny youtube, a w nim ten oto najlepszy filmik instruktażowy: How to Make a Lucet Cord. Piszę "najlepszy" z pełną świadomością. Obejrzałam kilka różnych filmików. Po pierwszym zmagałam się z pracą z mozołem. Sznurek wychodził nierówny - fragmentami grubszy, gdzie indziej cienki, a wszystko szło potwornie długo. Widząc zdjęcia produktów cudzych rąk gryzłam się, że to pewnie mój brak wprawy winny jest takim koślawym efektom. W końcu jednak postanowiłam w siebie nie wątpić, sprułam to co zrobiłam i poszukałam lepszej instrukcji. Ta którą przytaczam sprawiła, że mój sznureczek jest równiutki, robi się błyskawicznie i wygodnie - jedna dłoń prowadzi nić, a druga tylko obraca przyrząd. Tak się rozpędziłam, że sznurek wyszedł mi o około metr za długi. Ale to nic, na pewno do czegoś się przyda. Teraz potrzebuję już tylko końcówek do sznurka, ale zaopatrzę się w nie przy okazji jakichś innych zakupów.

Gotowy sznurek
Dodam jeszcze, że sznurek wykonany tą techniką jest mocny, ładny, kwadratowy w przekroju, a po przecięciu nie pruje się. Plecenie można w dowolnej chwili przerwać i wznowić po jakimś czasie. Należy jedynie uważać, żeby przez nieuwagę "oczka" nie spadły z widełek i się nie zacisnęły. W ten sposób sznurek zaczynamy pruć, a niełatwo jest te oczka z powrotem wyciągnąć i powrócić do plecenia.


Jeśli chodzi o historyczność takich sznurków, to długo w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Wszyscy mówili mi zgodnym głosem, że do naszej rekonstrukcji wyplatamy je na lucecie, więc przyjęłam to za pewnik. Aż do momentu pisania tego postu. No bo czy faktycznie jest jakieś potwierdzenie tej metody? Znalazłam taki oto ciekawy wątek: http://www.freha.pl/lofiversion/index.php?t27128.html. Na razie z braku czasu tym się zadowalam, ale może jeszcze poszperam albo całkiem przypadkiem natknę się na coś interesującego w tym temacie.

piątek, 10 października 2014

Moja początka

Dwa miesiące temu postanowiliśmy wraz z Mężczyzną wstąpić do bractwa rycerskiego. Determinacja moja była ogromna, więc odnalazłam grupę rekonstrukcyjną działającą w mojej kochanej Łodzi. Poszliśmy na spotkanie, poznaliśmy ludzi, pojechaliśmy nieśmiało na pierwsze imprezy i wytrwale (lub natrętnie) domagając się przygarnięcia, zostaliśmy przyjęci na nowicjat. Wtedy właśnie oficjalnie rozpoczęła się ta niezwykle ekscytująca przygoda. Ba, można by rzec - droga w nieznane.

"Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę", jak mówi Piotr Fronczewski. Cóż, zapomniał wspomnieć o zgromadzeniu ekwipunku, ale widocznie w grach fabularnych łatwiej o to niż w rekonstrukcji historycznej. Wybierając ten rodzaj zabawy wiedziałam oczywiście, że będziemy musieli skompletować stroje i sprzęt, ale nie zdawałam sobie sprawy jak wiele tego jest, a przede wszystkim nie miałam pojęcia jak trudne jest to przedsięwzięcie. Niestety, po przekroczeniu progu bractwa nikt nie zabiera nas na ulicę Pokątną, na której moglibyśmy kupić zestaw Małego Rekonstruktora. Nie ma też żadnej instrukcji, ani mapy, które pomogłyby się odnaleźć na ścieżce odtwórstwa. Ale może to i lepiej? Czyż zabawa nie jest tym lepsza? Póki co, wierzę, że tak i pełna zapału staram się przedrzeć przez dżunglę (dez)informacji.

Poza suknią, giezłem i kaletką, które kupiłam dwa lata temu na Grunwaldzie podczas swojego pierwszego kontaktu na żywo z rekonstrukcją, mam do zgromadzenia wszystko. Wyobrażałam sobie, że wystarczy znaleźć wykrój odpowiedniej szaty, kupić tkaninę, uszyć i już. Oj naiwniak ze mnie! Pierwszy szkopuł tego znakomitego planu - trzeba wpierw wiedzieć co chciałoby się mieć. Następnie, znaleźć wykrój - to druga przeszkoda, jeszcze większa. Znalezienie tkanin to kolejne wyzwanie. A szycie, cóż, tu też trzeba wiedzieć jak. Oczywiście można kupić gotowe stroje, ale nie lubię chodzić na skróty jeśli nie muszę. Nic tak nie cieszy jak pokonywanie trudności o własnych siłach (no dobra, uśmiech mojej córeczki i smakołyk wieczorową porą cieszą mnie bardziej, ale nie czepiajmy się szczegółów). Jeśli jesteś podobnego zdania, zostań ze mną i czytaj dalej o moich zmaganiach z rekonstrukcją, a ja krok po kroku postaram się opisać swoją podróż (mam nadzieję) do celu. Wyjaśnię czemu uważam, że to wszystko nie jest proste oraz opowiem jak sobie z tym radzę (lub nie radzę). Zaprezentuję też swoje wyroby (liczę na to, że takie kiedyś powstaną). Jestem otwarta na podpowiedzi i uwagi, pomoc i wsparcie zawsze mile widziane! A póki co, fajnie, że to czytasz :)

VI Turniej Rycerski na zamku w Besiekierach 30.08.2014